wtorek, 26 lutego 2013

Poczuć dotyk Anioła...


Zawsze przy mnie stój - Carolyn Jess-Cooke







Tytuł: "Zawsze przy mnie stój"
Autor: Carolyn Jess-Cooke
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2011




Każdy z nas miewa czasem przeczucia. Ciche podszepty podświadomości czy, wręcz przeciwnie, uporczywe głosy wewnątrz głowy, domagające się całkowitej uwagi: zrób to, nie idź tam, sprawdź czy żelazko jest wyłączone, nie dotykaj tych kabli. Nie każdy postępuje zgodnie z tymi sugestiami, nie przywiązując do nich większej wagi. To może być przecież po prostu złudzenie, powodowane zbłądzeniem umysłu. Albo, trochę mniej racjonalne wytłumaczenie- to szept Anioła, śpiewającego pieśń dusz, by się z nami porozumieć...

 Margot po wielu nieszczęśliwych przeżyciach, związanych z sieroctwem, bólem, alkoholem, miłością, narkotykami i samotnością oraz po zagadkowej śmierci otrzymuje do wykonania misję. Zostaje mianowana Ruth i wraca na ziemię jako swój własny Anioł Stróż. Z innej perspektywy obserwuje żywot pełen błędnych decyzji i porażek. Próbuje przeciwdziałać dziejącemu się złu, które nie zawsze jest tylko nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności. Stara się wykorzystać daną jej szansę, by ocalić ludzi, których kocha, co niesie za sobą sporo poświęceń...

 Czy obecnie, w czasach, gdy paranormale święcą triumfy i gdzie słowo anioł (zwykle z przymiotnikiem upadły) odmieniane jest przez wszystkie (jakże skomplikowane i pełne nadzwyczajnej i dozgonnej miłości) przypadki, da się napisać o nich coś świeżego? Carolyn Jess-Cooke dowiodła, że tak. Anioły przedstawiono tu jak istoty posłane przez Boga do ochrony ludzi, posiadające wodne skrzydła oraz niezwykłą więź z Istotą Chronioną- człowiekiem, z którym mieli jakiś związek jeszcze za życia. Podobna charakterystyka znana była mi już wcześniej od strony religijnej, jednak w powieściach fantastycznych spotkałam się z nimi po raz pierwszy i muszę przyznać, iż bardzo mi się podobało! 

 Przedstawienie roli, jaką odgrywają w życiu człowieka Aniołowie bardzo mnie zaintrygowało. Świetnym zabiegiem okazało się według mnie uczynienie Margot Istotą Chronioną przez samą siebie. Ukazało to jeszcze lepiej tę niezwykłą więź pomiędzy obiema istotami. Troska, miłość i wrażliwość Ruth przekazywana Margot zrobiła na mnie spore wrażenie.
 Również tempo akcji, narzucone przez barwne życie głównej bohaterki, zachwyciło mnie. Z zaangażowaniem uczestnicząc w wielu różnorodnych wydarzeniach, nie potrafiłam oderwać się do lektury, nawet by chwilę odetchnąć. Bo przecież nie można tak opuszczać przyjaciół, którymi okazały się dla mnie postaci występujące w powieści! Naprawdę dawały się lubić. Były tak autentyczne, niepozbawione wad i ciekawej historii, ludzkie, wyjątkowe. Najbardziej ujęła mnie oczywiście Margot w obu swych wcieleniach- jako człowiek wzbudziła we mnie ogrom współczucia, jako Anioł zaś- podziw, że starała się przeciwdziałać dawnym błędom oraz troskę o to, by jej się udało. Z wielkim zainteresowaniem śledziłam także losy Toby'ego i Grahama, których pokochałam za ich bogate osobowości. 

 Wraz z bohaterami "Zawsze przy mnie stój" miałam okazję odczuć całą paletę emocji. Lekturze towarzyszyły dość skrajne uczucia; od radości, przez smutek, cierpienie, wściekłość do najczęstszej chyba bezsilności. Wszystkie wydarzenia, które przeżywała Ruth, stały się i moim udziałem. Razem z nią cieszyłam się z drobnych sukcesów Margot, drżałam o jej życie i irytowałam się, gdy śmiertelniczka nie dopuszczała do siebie głosu Anioła, podpowiadającego (teoretycznie) najlepsze rozwiązania czy przestrogi przed niebezpieczeństwem. Niestety, wpływ dobrze życzących jej osób (Ruth oraz mnie ^^) był bardzo utrudniony. Ja mogłam jedynie zaciskać zęby z emocji i trzymać kciuki za powodzenie bohaterów powieści. 

„Każdy człowiek boryka się w życiu z jedną prawdą, której nigdy w pełni nie pojmie. Musi przerabiać wciąż te same lekcje, popełniać takie same błędy, zanim ich sens dotrze wreszcie do jego świadomości.”

Przypadkiem nie popełniajcie częstego (choć niestety nieuniknionego przy tak ogromnej liczbie tytułów) błędu. Nie przechodźcie obok "Zawsze przy mnie stój" obojętnie. Czytajcie, jeśli tylko macie ku temu sposobność. Naprawdę warto!

8/10
Przeczytane i zrecenzowane w ramach wyzwania Czytam fantastykę.

I na koniec pasująca do tematu  piosenka :)


Pozdrawiam!
Ffer

poniedziałek, 11 lutego 2013

Symfonia dźwięków i liter


Kiki van Beethoven - Éric-Emmanuel Schmitt





Tytuł: "Kiki van Beethoven"
Autor: 
Eric-Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo: Znak litera nova
Rok wydania: 2011




O dźwiękach wspominałam tu już nieraz. Było o otaczającym nas, tak dobrze słyszalnym, że wręcz trudnym do zarejestrowania, świecie pełnym przeróżnych melodii komponowanych przez życie (o, tutaj). W blogowych zabawach wspominałam również o mojej ulubionej muzyce. Klasyka z pewnością do niej nie należy. Nie jestem fanką muzyki poważnej. Ale Erica-Emmanuela Schmitta już tak. Wystarczył mi "Oskar i Pani Róża", by zachwycić się niesamowitym stylem pisarza. Postanowiłam dać mu szansę oczarować mnie także Beethovenem. Włączyłam muzykę, otworzyłam książkę i rozpoczęłam to nowe doświadczenie.

 Na początku autor uraczył mnie krótką opowieścią o Kiki- kobiecie w podeszłym wieku z bolesną przeszłością oraz pozostałym już tylko w pamięci zamiłowaniem do muzyki Beethovena. Główna bohaterka postanowiła na nowo poznać, zrozumieć i pokochać dzieła wielkiego kompozytora, które z powodu upływu czasu oraz smutnych wydarzeń nie przemawiały do niej jak kiedyś. Poszukując żywego kontaktu z Beethovenem, Kiki musiała rozprawić się również z trudnościami w swoim życiu. 
 W drugiej części mam okazję przeczytać esej dotyczący osobistych refleksji Schmitta, dotyczących oczywiście twórczości głuchego kompozytora.  Autor dzieli się ze mną historią rozwoju miłości do genialnych utworów i fascynacją ich autorem. Życie pisarza nieodłącznie splecione jest z dziełami Beethovena.

 Choć słucham uważnie, starając się wychwycić jak najwięcej, wciąż bardziej przemawiają do mnie litery, nie dźwięki. Uważnie śledzę więc kroki obojga bohaterów, zwracając uwagę na to, jak wiele Beethoven zmienił w ich życiu. Stawiam stopy po śladach Kiki, starannie przypatruję się ścieżce, prowadzącej mnie, jak mniemam, do odkrycia tajemnicy geniuszu. Nagle gubię trop, znajduję jednak inną ścieżkę. Monolog Schmitta nie prowadzi mnie już do Beethovena, mojej uwagi nie skupia muzyk, lecz słowa pisarza.

" (...) Czy mamy rację, porzucając walkę? Czy mamy pozwolić naszemu stuleciu, aby nas zmiażdżyło? Przestać wierzyć w siebie, zdecydować się na przetrwanie zamiast żyć? Wegetować w zawieszeniu, niczego nie oczekując, chyba że końca? Czy absurd rozleje się po całej ziemi? 
(...) Beethoven ożywił na nowo moje emocje, wstrząsnął uczuciami, podpowiedział mi, że mogę czemuś służyć, walczyć, zaangażować się w coś, kochać innych inaczej niż w sposób zrównoważony."

 Zamiast skłaniać mnie ku refleksji nad dziełami kompozytora, Schmitt swoim oszczędnym, plastycznym językiem w prosty sposób przekazuje mi tropy, za którymi podążam, by zastanowić się nad istotą człowieczeństwa. Jego tok myślenia ma na mnie niesamowity wpływ, pociąga mnie za sobą, zmusza do zastanowienia. 

„O ile smutek dotyczy tego, czego nie ma lub już nie ma - jest strapieniem po stracie kogoś, niesmakiem z powodu własnej słabości, śmiertelności, niemocy, ograniczenia - o tyle radość wynika z pełni. Krzyczy zadowoleniem z tego że żyjemy, żyjemy tutaj, olśnieni tym, co nas otacza.”

Choć to książka traktująca o muzyce, moją ostatnią refleksją na jej temat jest olśnienie tym, że otaczają mnie litery. Niezmienny zachwyt niesamowitą kombinacją 32 prostych znaków. Szczególnie, gdy są ułożone tak dobrze, jak w "Kiki van Beethoven". 
Naprawdę warto przeczytać tę książkę. Może dla klimatu tworzonego przez dźwięki. Może dla Beethovena. Może dla radości, jaką z sobą niesie przesłanie jego utworów. Albo, po prostu, dla kawałka dobrej literatury. 

Rec z dedykacją dla Karolki- dziękuję za zmotywowanie :* 


I jeśli ktoś ma ochotę, zapraszam do posłuchania towarzysza mojej lektury ;)