Tytuł: "Po prostu razem"
Autor: Anna Gavalda
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2010
Siedzisz wygodnie i przeglądasz kolejne strony. Być może dopadła Cię szarość rzeczywistości albo nuda. Nie masz co ze sobą zrobić bądź przeciwnie; mnogość zajęć powoduje, że boisz się ruszyć z miejsca.
Tymczasem świat nie ustaje w ruchu. Miliony istnień podąża za kolejami swoich losów. Ludzie rodzą się i umierają, przeżywają radości i rozczarowania. Ścieżki niektórych krzyżują się w najdziwniejszych sytuacjach i, co jest być może jeszcze bardziej niespodziewane, podczas często niezwykle krótkiego momentu wspólnej drogi mogą diametralnie zmienić swój bieg. Ale kto by to tam zauważył.
W jednej chwili postępująca choroba Paulette Lestafier daje o sobie znać na tyle wyraźnie, że ani ona, ani jej wnuk Frank nie mogą jej już dłużej ignorować. Staruszka jest zmuszona do utraty niezależności, jej krewny zaś do powinności rodzinnych.
Nieakceptowany przez rodzinę niepoprawny romantyk Philibert sprzedaje pocztówki, choć marzy o pracy w muzeum. Pilnując rodzinnego dziedzictwa- podupadłego mieszkania w kamienicy, współdzieląc je z gburowatym kucharzem Frankiem.
Camille z sobie tylko znanych powodów zamieszkuje nienadające się do tego pomieszczenie, wykonuje pracę sprzątaczki, będącą sporo poniżej jej możliwości i unika kontaktów, szczególnie z bliskimi sobie osobami. W ciężkiej chwili znajduje wsparcie w postaci innych nieprzystosowanych do życia ludzi. Poprzez dziwny splot wydarzeń aspołeczne odludki zostają przymuszone do przekonania się, że dobrze być razem, po prostu.
„Ludzie nie mogą ze sobą żyć przez swoją głupotę, a nie różnice między nimi...”
Fabuła powieści splata ze sobą wątki osób pozornie niemających ze sobą nic wspólnego. Cóż to są za postaci! Autorka wykreowała niesamowite osobowości, posiadające talenty, a także słabości, będące zwyczajne i wyjątkowe zarazem. Bohaterowie wydają się być autentyczni i dają się lubić. Moimi faworytami są Philibert oraz Camille, których wrażliwość i przenikliwość ogromnie mnie poruszyła. Autorka włożyła im w usta wiele bardzo trafnych kwestii, które zmuszały do zatrzymania się, refleksji. Nie było jednak czasu na dłuższe zastanowienie, ponieważ musiałam przekonać się, jak potoczą się losy osób, którym kibicowałam z całego serca.
„Wychodząc na powierzchnię, trzymali się za ręce. Ręka to jest fajna sprawa. Nie angażuje specjalnie osoby, która ją daje, a bardzo uspakaja tę, która ją otrzymuje."
Akcja książki nie jest jakaś niesamowita. Wszystkie opisane zdarzenia mają miejsce wokół nas, codziennie. Zazwyczaj jednak nie zauważamy ich, wypatrując wszędzie sensacji, oczekując cudów. Mimo wszystko ta nadzwyczajna normalność też bywa fascynująca. Przynajmniej w tekście pióra Anna Gavalda. Niewyszukane słowa w prostych zdaniach opisują pospolite czynności, które stanowią zbliżony obraz codzienności każdego z nas, a jednak wydają się jakieś ciekawsze, lepsze. Pokazuje, iż nie wszystko musi przynosić widocznych korzyści, by było wartościowe. Że nawet z beznadziei, rozpaczy może wyniknąć dobro i radość.
„To też bzdura. Dlaczego ma mi się do czegoś przydać? Dlaczego zawsze to pojęcie opłacalności? Mam to gdzieś, czy mi się to przyda, czy nie, mnie bawi to, iż wiem, że coś takiego istnieje...”
Warto przeczytać tę książkę. By się pocieszyć, że inni mają gorzej, by zapełnić pustkę, zagłuszyć samotność, tchnąć nadzieję. Żeby być razem, z ludźmi, choćby papierowymi.
A nuż podsuną lepszą rzeczywistość?
***
Jestem znów. Tylko się nie przyzwyczajajcie.
Wiem, zawaliłam na całej linii i jeszcze teraz zamęczam bełkotem.
Wybaczcie.
;)
ffer