piątek, 3 stycznia 2014

Po prostu razem.

Po prostu razem - Anna Gavalda






 Tytuł: "Po prostu razem"
Autor: Anna Gavalda
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2010




 Siedzisz wygodnie i przeglądasz kolejne strony. Być może dopadła Cię szarość rzeczywistości albo nuda. Nie masz co ze sobą zrobić bądź przeciwnie; mnogość zajęć powoduje, że boisz się ruszyć z miejsca.

Tymczasem świat nie ustaje w ruchu. Miliony istnień podąża za kolejami swoich losów. Ludzie rodzą się i umierają, przeżywają radości i rozczarowania. Ścieżki niektórych krzyżują się w najdziwniejszych sytuacjach i, co jest być może jeszcze bardziej niespodziewane, podczas często niezwykle krótkiego momentu wspólnej drogi mogą diametralnie zmienić swój bieg. Ale kto by to tam zauważył.

 W jednej chwili postępująca choroba Paulette Lestafier daje o sobie znać na tyle wyraźnie, że ani ona, ani jej wnuk Frank nie mogą jej już dłużej ignorować. Staruszka jest zmuszona do utraty niezależności, jej krewny zaś do powinności rodzinnych. 

Nieakceptowany przez rodzinę niepoprawny romantyk Philibert sprzedaje pocztówki, choć marzy o pracy w muzeum. Pilnując rodzinnego dziedzictwa- podupadłego mieszkania w kamienicy, współdzieląc je z gburowatym kucharzem Frankiem.
Camille z sobie tylko znanych powodów zamieszkuje nienadające się do tego pomieszczenie, wykonuje pracę sprzątaczki, będącą sporo poniżej jej możliwości i unika kontaktów, szczególnie z bliskimi sobie osobami. W ciężkiej chwili znajduje wsparcie w postaci  innych nieprzystosowanych do życia ludzi. Poprzez dziwny splot wydarzeń aspołeczne odludki zostają przymuszone do przekonania się, że dobrze być razem, po prostu. 


„Ludzie nie mogą ze sobą żyć przez swoją głupotę, a nie różnice między nimi...”

 Fabuła powieści splata ze sobą wątki osób pozornie niemających ze sobą nic wspólnego. Cóż to są za postaci! Autorka wykreowała niesamowite osobowości, posiadające talenty, a także słabości, będące zwyczajne i wyjątkowe zarazem. Bohaterowie wydają się być autentyczni i dają się lubić. Moimi faworytami są Philibert oraz Camille, których wrażliwość i przenikliwość ogromnie mnie poruszyła.  Autorka włożyła im w usta wiele bardzo trafnych kwestii, które zmuszały do zatrzymania się, refleksji. Nie było jednak czasu na dłuższe zastanowienie, ponieważ musiałam przekonać się, jak potoczą się losy osób, którym kibicowałam z całego serca.

„Wychodząc na powierzchnię, trzymali się za ręce. Ręka to jest fajna sprawa. Nie angażuje specjalnie osoby, która ją daje, a bardzo uspakaja tę, która ją otrzymuje."

 Akcja książki nie jest jakaś niesamowita. Wszystkie opisane zdarzenia mają miejsce wokół nas, codziennie.  Zazwyczaj jednak nie zauważamy ich, wypatrując wszędzie sensacji, oczekując cudów.  Mimo wszystko ta nadzwyczajna normalność też bywa fascynująca. Przynajmniej w tekście pióra Anna Gavalda. Niewyszukane słowa w prostych zdaniach opisują pospolite czynności, które stanowią zbliżony obraz codzienności każdego z nas, a jednak wydają się jakieś ciekawsze, lepsze.  Pokazuje, iż nie wszystko musi przynosić widocznych korzyści, by było wartościowe. Że nawet z beznadziei, rozpaczy może wyniknąć dobro i radość. 



„To też bzdura. Dlaczego ma mi się do czegoś przydać? Dlaczego zawsze to pojęcie opłacalności? Mam to gdzieś, czy mi się to przyda, czy nie, mnie bawi to, iż wiem, że coś takiego istnieje...”

Warto przeczytać tę książkę. By się pocieszyć, że inni mają gorzej, by zapełnić pustkę, zagłuszyć samotność, tchnąć nadzieję. Żeby być razem, z ludźmi, choćby papierowymi.
A nuż podsuną lepszą rzeczywistość? 

***


Jestem znów. Tylko się nie przyzwyczajajcie. 
Wiem, zawaliłam na całej linii i jeszcze teraz zamęczam bełkotem. 
Wybaczcie.
;)
ffer

niedziela, 31 marca 2013

W poszukiwaniu magicznych światów...

Czarodzieje - Lev Grossman







 Tytuł: "Czarodzieje"
Autor: Lev Grossman
Wydawnictwo: Sonia Draga
Rok wydania: 2010





 Myślę, że każdy bibliofil marzył kiedyś o przeniesieniu się do świata ukochanej książki. Z pewnością niejeden z nas poszukiwał przejścia do Narnii, rozglądał się za peronem 9 i 3/4 albo smoczym jajem. Ja wielokrotnie wypatrywałam mysich dziur w oczekiwaniu na Nilsa Paluszka, często miewałam (ok, miewam dalej) nadzieję, że do moich drzwi zapuka wkrótce ulubiona postać i zaprosi mnie do swojego świata. "Czarodzieje"  to powieść o człowieku, którego poszukiwania krainy marzeń zakończyły się sukcesem.

 Quentin jest siedemnastoletnim młodzieńcem o ponadprzeciętnej inteligencji. Swój czas poświęca zdobywaniu wiedzy, czytaniu powieści fantastycznych oraz swoim przyjaciołom. Zauroczony opowieściami o magicznej krainie Fillory nie ustaje w próbach odnalezienia pierwiastka magii także w swoim świecie (czy to nie brzmi znajomo?). Ku jego zdumieniu rozmowa kwalifikacyjna do Princeton kończy się w szkole magii Brakebills. Nie jest ona jedynym fantastycznym miejscem, jakie będzie mu dane poznać...

 Wydawałoby się, iż powieść o treści będącej urzeczywistnieniem marzeń wielu książkowych entuzjastów będzie się czytało z wielką przyjemnością, ożywieniem, wypiekami na twarzy. Niestety, w moim przypadku tak się nie stało. Co zawiniło?
 Pomysł na fabułę był genialny, gdyby tylko został odpowiednio wykorzystany, mogłabym pokochać tę książkę. Szkół dla nadzwyczajnie uzdolnionych nastolatków znam co prawda sporo, jednak z magią w postaci naturalnej, związanej mocno z nauką, a nie czarodziejskimi gadżetami, dawno nie spotkałam.  Bardzo interesujące okazały się przeprowadzane w szkole testy, a także eksperymenty, zaklęcia i ich skutki. Niestety, to nie wystarczyło, by mnie porwać. Historia rozwijała się zbyt wolno. W treści książki znalazło się zbyt wiele spowolnień akcji, a także zbyt jawnych odwzorowań literackich. Inny świat, do którego możemy się przenieść za pomocą guzika? Zła kobieta sprawująca władzę nad czasem? Skąd my to znamy? 
 Nie miałabym nic przeciwko takim nawiązaniom, gdyby postaci były choć w połowie tak sympatyczne, a wydarzenia chociaż po części tak ciekawe jak ich pierwowzory. Ku mojemu ubolewaniu, bohaterowie jakoś nie dawali się lubić. Byli zbyt egoistyczni, skupieni na swoich celach, monotematyczni. Ich działania rzadko kiedy wzbudzały we mnie ożywienie, aprobaty chyba się nie doczekałam. Nie znalazłam też nikogo, z kim mogłabym się utożsamić. Wszyscy zachowywali się identycznie, pomimo zarysu charakteryzacji zewnętrznej (np.punk lub osiłek) niczym się nie wyróżniali.

Nieciekawy okazał się także nastrój panujący w powieści. Prawie ciągle ktoś odczuwał tam żal, miał do kogoś pretensje, wściekał się lub rozpaczał. Bohaterowie często okazywali także bierność lub rezygnację. Reakcja na wszelkie pomyślne wydarzenia była najwyżej obojętna, nigdzie nie można było spotkać entuzjazmu, zaciekawienia czy radości. Pesymizm bijący z każdej strony działał na mnie bardzo dołująco i w znacznym stopniu utrudniał lekturę. 
 Do tempa czytania jeszcze bardziej przyczynił się jednak język. Jak dla mnie był zbyt ciężki, przytłaczający i wulgarny. Znużył mnie na tyle, że kilka razy niemalże zasnęłam nad książką (czytałam w dzień), a będąc  prawie przy końcu, w najciekawszym chyba momencie, musiałam odpocząć od tej lektury, gdyż tak bardzo pozbawiał mnie przyjemności z niej płynącej.
 Mimo tego nie żałuję, że przemęczyłam kolejne strony. Zakończenie okazało się bardzo ciekawe i niekonwencjonalne. Doczekałam się także przebłysku optymizmu (choć to może za dużo powiedziane):


"- Nie można tak po prostu postanowić, że się będzie szczęśliwym.
- Nie, nie można. Natomiast z całą pewnością można postanowić, że nie będzie się nieszczęśliwym."

"Czarodzieje" okazali się ciekawą, choć nużącą lekturą z nie do końca wykorzystanym potencjałem. Poleciłabym ją jedynie wytrwałym entuzjastom magii i powieści fantastycznych. Miłośnikom książkowych krain wymarzonego świata radziłabym poszukać gdzie indziej- w tym doprawdy trudno o szczęście.


„Przestanę być myszką, Quentinie. Zaryzykuję. Pod warunkiem, że ty chociaż przez chwilę popatrzysz na swoje życie i dostrzeżesz, jakie jest doskonałe. Przestań szukać kolejnych ukrytych drzwi, które mają cię zaprowadzić do twojego prawdziwego życia. Przestań czekać. To jest to: nie ma niczego innego. To jest tutaj, więc zacznij się tym cieszyć, inaczej wszędzie będziesz nieszczęśliwy, przez resztę życia, zawsze."

Przeczytane i zrecenzowane w ramach wyzwań Czytam fantastykę oraz Od A do Z.

Pozdrawiam i życzę radosnych Świąt Zmartwychwstania Pańskiego!
Ffer

wtorek, 26 lutego 2013

Poczuć dotyk Anioła...


Zawsze przy mnie stój - Carolyn Jess-Cooke







Tytuł: "Zawsze przy mnie stój"
Autor: Carolyn Jess-Cooke
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2011




Każdy z nas miewa czasem przeczucia. Ciche podszepty podświadomości czy, wręcz przeciwnie, uporczywe głosy wewnątrz głowy, domagające się całkowitej uwagi: zrób to, nie idź tam, sprawdź czy żelazko jest wyłączone, nie dotykaj tych kabli. Nie każdy postępuje zgodnie z tymi sugestiami, nie przywiązując do nich większej wagi. To może być przecież po prostu złudzenie, powodowane zbłądzeniem umysłu. Albo, trochę mniej racjonalne wytłumaczenie- to szept Anioła, śpiewającego pieśń dusz, by się z nami porozumieć...

 Margot po wielu nieszczęśliwych przeżyciach, związanych z sieroctwem, bólem, alkoholem, miłością, narkotykami i samotnością oraz po zagadkowej śmierci otrzymuje do wykonania misję. Zostaje mianowana Ruth i wraca na ziemię jako swój własny Anioł Stróż. Z innej perspektywy obserwuje żywot pełen błędnych decyzji i porażek. Próbuje przeciwdziałać dziejącemu się złu, które nie zawsze jest tylko nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności. Stara się wykorzystać daną jej szansę, by ocalić ludzi, których kocha, co niesie za sobą sporo poświęceń...

 Czy obecnie, w czasach, gdy paranormale święcą triumfy i gdzie słowo anioł (zwykle z przymiotnikiem upadły) odmieniane jest przez wszystkie (jakże skomplikowane i pełne nadzwyczajnej i dozgonnej miłości) przypadki, da się napisać o nich coś świeżego? Carolyn Jess-Cooke dowiodła, że tak. Anioły przedstawiono tu jak istoty posłane przez Boga do ochrony ludzi, posiadające wodne skrzydła oraz niezwykłą więź z Istotą Chronioną- człowiekiem, z którym mieli jakiś związek jeszcze za życia. Podobna charakterystyka znana była mi już wcześniej od strony religijnej, jednak w powieściach fantastycznych spotkałam się z nimi po raz pierwszy i muszę przyznać, iż bardzo mi się podobało! 

 Przedstawienie roli, jaką odgrywają w życiu człowieka Aniołowie bardzo mnie zaintrygowało. Świetnym zabiegiem okazało się według mnie uczynienie Margot Istotą Chronioną przez samą siebie. Ukazało to jeszcze lepiej tę niezwykłą więź pomiędzy obiema istotami. Troska, miłość i wrażliwość Ruth przekazywana Margot zrobiła na mnie spore wrażenie.
 Również tempo akcji, narzucone przez barwne życie głównej bohaterki, zachwyciło mnie. Z zaangażowaniem uczestnicząc w wielu różnorodnych wydarzeniach, nie potrafiłam oderwać się do lektury, nawet by chwilę odetchnąć. Bo przecież nie można tak opuszczać przyjaciół, którymi okazały się dla mnie postaci występujące w powieści! Naprawdę dawały się lubić. Były tak autentyczne, niepozbawione wad i ciekawej historii, ludzkie, wyjątkowe. Najbardziej ujęła mnie oczywiście Margot w obu swych wcieleniach- jako człowiek wzbudziła we mnie ogrom współczucia, jako Anioł zaś- podziw, że starała się przeciwdziałać dawnym błędom oraz troskę o to, by jej się udało. Z wielkim zainteresowaniem śledziłam także losy Toby'ego i Grahama, których pokochałam za ich bogate osobowości. 

 Wraz z bohaterami "Zawsze przy mnie stój" miałam okazję odczuć całą paletę emocji. Lekturze towarzyszyły dość skrajne uczucia; od radości, przez smutek, cierpienie, wściekłość do najczęstszej chyba bezsilności. Wszystkie wydarzenia, które przeżywała Ruth, stały się i moim udziałem. Razem z nią cieszyłam się z drobnych sukcesów Margot, drżałam o jej życie i irytowałam się, gdy śmiertelniczka nie dopuszczała do siebie głosu Anioła, podpowiadającego (teoretycznie) najlepsze rozwiązania czy przestrogi przed niebezpieczeństwem. Niestety, wpływ dobrze życzących jej osób (Ruth oraz mnie ^^) był bardzo utrudniony. Ja mogłam jedynie zaciskać zęby z emocji i trzymać kciuki za powodzenie bohaterów powieści. 

„Każdy człowiek boryka się w życiu z jedną prawdą, której nigdy w pełni nie pojmie. Musi przerabiać wciąż te same lekcje, popełniać takie same błędy, zanim ich sens dotrze wreszcie do jego świadomości.”

Przypadkiem nie popełniajcie częstego (choć niestety nieuniknionego przy tak ogromnej liczbie tytułów) błędu. Nie przechodźcie obok "Zawsze przy mnie stój" obojętnie. Czytajcie, jeśli tylko macie ku temu sposobność. Naprawdę warto!

8/10
Przeczytane i zrecenzowane w ramach wyzwania Czytam fantastykę.

I na koniec pasująca do tematu  piosenka :)


Pozdrawiam!
Ffer

poniedziałek, 11 lutego 2013

Symfonia dźwięków i liter


Kiki van Beethoven - Éric-Emmanuel Schmitt





Tytuł: "Kiki van Beethoven"
Autor: 
Eric-Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo: Znak litera nova
Rok wydania: 2011




O dźwiękach wspominałam tu już nieraz. Było o otaczającym nas, tak dobrze słyszalnym, że wręcz trudnym do zarejestrowania, świecie pełnym przeróżnych melodii komponowanych przez życie (o, tutaj). W blogowych zabawach wspominałam również o mojej ulubionej muzyce. Klasyka z pewnością do niej nie należy. Nie jestem fanką muzyki poważnej. Ale Erica-Emmanuela Schmitta już tak. Wystarczył mi "Oskar i Pani Róża", by zachwycić się niesamowitym stylem pisarza. Postanowiłam dać mu szansę oczarować mnie także Beethovenem. Włączyłam muzykę, otworzyłam książkę i rozpoczęłam to nowe doświadczenie.

 Na początku autor uraczył mnie krótką opowieścią o Kiki- kobiecie w podeszłym wieku z bolesną przeszłością oraz pozostałym już tylko w pamięci zamiłowaniem do muzyki Beethovena. Główna bohaterka postanowiła na nowo poznać, zrozumieć i pokochać dzieła wielkiego kompozytora, które z powodu upływu czasu oraz smutnych wydarzeń nie przemawiały do niej jak kiedyś. Poszukując żywego kontaktu z Beethovenem, Kiki musiała rozprawić się również z trudnościami w swoim życiu. 
 W drugiej części mam okazję przeczytać esej dotyczący osobistych refleksji Schmitta, dotyczących oczywiście twórczości głuchego kompozytora.  Autor dzieli się ze mną historią rozwoju miłości do genialnych utworów i fascynacją ich autorem. Życie pisarza nieodłącznie splecione jest z dziełami Beethovena.

 Choć słucham uważnie, starając się wychwycić jak najwięcej, wciąż bardziej przemawiają do mnie litery, nie dźwięki. Uważnie śledzę więc kroki obojga bohaterów, zwracając uwagę na to, jak wiele Beethoven zmienił w ich życiu. Stawiam stopy po śladach Kiki, starannie przypatruję się ścieżce, prowadzącej mnie, jak mniemam, do odkrycia tajemnicy geniuszu. Nagle gubię trop, znajduję jednak inną ścieżkę. Monolog Schmitta nie prowadzi mnie już do Beethovena, mojej uwagi nie skupia muzyk, lecz słowa pisarza.

" (...) Czy mamy rację, porzucając walkę? Czy mamy pozwolić naszemu stuleciu, aby nas zmiażdżyło? Przestać wierzyć w siebie, zdecydować się na przetrwanie zamiast żyć? Wegetować w zawieszeniu, niczego nie oczekując, chyba że końca? Czy absurd rozleje się po całej ziemi? 
(...) Beethoven ożywił na nowo moje emocje, wstrząsnął uczuciami, podpowiedział mi, że mogę czemuś służyć, walczyć, zaangażować się w coś, kochać innych inaczej niż w sposób zrównoważony."

 Zamiast skłaniać mnie ku refleksji nad dziełami kompozytora, Schmitt swoim oszczędnym, plastycznym językiem w prosty sposób przekazuje mi tropy, za którymi podążam, by zastanowić się nad istotą człowieczeństwa. Jego tok myślenia ma na mnie niesamowity wpływ, pociąga mnie za sobą, zmusza do zastanowienia. 

„O ile smutek dotyczy tego, czego nie ma lub już nie ma - jest strapieniem po stracie kogoś, niesmakiem z powodu własnej słabości, śmiertelności, niemocy, ograniczenia - o tyle radość wynika z pełni. Krzyczy zadowoleniem z tego że żyjemy, żyjemy tutaj, olśnieni tym, co nas otacza.”

Choć to książka traktująca o muzyce, moją ostatnią refleksją na jej temat jest olśnienie tym, że otaczają mnie litery. Niezmienny zachwyt niesamowitą kombinacją 32 prostych znaków. Szczególnie, gdy są ułożone tak dobrze, jak w "Kiki van Beethoven". 
Naprawdę warto przeczytać tę książkę. Może dla klimatu tworzonego przez dźwięki. Może dla Beethovena. Może dla radości, jaką z sobą niesie przesłanie jego utworów. Albo, po prostu, dla kawałka dobrej literatury. 

Rec z dedykacją dla Karolki- dziękuję za zmotywowanie :* 


I jeśli ktoś ma ochotę, zapraszam do posłuchania towarzysza mojej lektury ;)